repertuary.pl
Film

Un Papa rimasto uomo


Directed by: Giacomo Battiato

Cinema program "Un Papa rimasto uomo" in Łódź

No showtimes for movie "Un Papa rimasto uomo" for today
Choose other date from the calendar above.

Movie poster Karol - Papież, który pozostał człowiekiem
Original title: Un Papa rimasto uomo
Runtime: 155 min.
Production: Włochy , 2006
Release Date: 13 October 2006

Directed by: Giacomo Battiato
Cast: Piotr Adamczyk, Dariusz Kwaśnik, Michele Placido, Alberto Cracco

Karol - papież, który pozostał człowiekiem to opowieść o Papieżu Polaku, który zmienił świat. To również opowieść o życiu i cierpieniu.

Pierwsza cześć filmu, zatytułowana "Karol - człowiek, który został papieżem", zrealizowana rok temu przez Giacomo Battiato opowiada o losach Karola Wojtyły - najpierw młodego studenta, potem duchownego, wreszcie biskupa. Opowiada o czasach okupacji hitlerowskiej i o czasach komunizmu w Polsce, prowadzi nas przez niezwykłe życie bohatera aż do momentu wyboru na głowę Stolicy Piotrowej.

Druga część, zatytułowana "Karol - papież, który pozostał człowiekiem" zaczyna się od scen czuwania wiernych na Placu św. Piotra w czasie ostatnich chwil życia Jana Pawła II. W następnych sekwencjach rozpoczyna się opowieść o kolejnych latach pontyfikatu, począwszy od jego inauguracji 22 października 1978 r.

Film ukazuje nam pierwsze pielgrzymki papieskie - do Meksyku oraz do Polski. Pielgrzymka do Polski w 1979 r. została pokazana tak, jak transmitowała ją polska telewizja, która na żądanie władz nie pokazywała tłumów na papieskich mszach.

Szczegółowo opowiedziano o tragicznych wydarzeniach związanych z zamachem na życie Jana Pawła II. Godzina po godzinie, a po strzałach na Placu św. Piotra minuta po minucie reżyser zrekonstruował wydarzenia 13 maja 1981 r. Poruszającą sekwencję scen zamyka wypowiedź komunistycznego działacza, który skonsternowany wiadomością o tym, że papież przeżył, mówi: "To jeden z naszych największych błędów. Wróg stał się żywym męczennikiem".

Znaczącą część filmowej opowieści stanowią obrazy z podróży po świecie: do Ameryki Łacińskiej, Afryki, a także m.in. do Indii, do leprozorium prowadzonego przez Matkę Teresę z Kalkuty.

Jan Paweł II został przedstawiony jako niestrudzony obrońca praw człowieka, przeciwnik wojny i przemocy, ale również jako osoba o wielkiej wrażliwości i niezwykłym poczuciu humoru oraz otwartości. Jego rozmówcy zmuszają go do odpowiedzi na trudne, czasem kłopotliwe pytania, dotyczące antykoncepcji, aborcji i seksualności.

Z wielką precyzją film przedstawia kolejne etapy choroby Parkinsona, stopniowo pozbawiającej papieża sprawności fizycznej i możliwości mówienia.

Film kończą sceny z pogrzebu Jana Pawła II.


Average rate: 5.0
rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0 rating 5.0
2435 votes. | Rate movie
IMDb© rate: Karol - Papież, który pozostał człowiekiem on IMDb

Your comments

Martaaa 22. November 2006, 14:14

Wzruszający, a także opełen humoru film :):)
Fajny, jednak 1 część była lepsza.... :/:/:/

b 52 21. November 2006, 15:20

buee
Gdyby nie to, że jest o papieżu z Polski, to nikt by takiego filmu nie tknął, a tym bardziej nie wychwalał pod niebiosy. Naprawdę szkoda pieniędzy, zresztą na pewno telewizja polska puści to przy najblizszej okazji.

wiesiek 18. November 2006, 18:12

Warto na ten fim iść
O wiele lepszy od części I

DZIUT GRYZIK 17. November 2006, 10:06

GORĄCO POLECAM!!!!!!
byłam na tym filmie ze swoim gimnazjum (ja chodze do 1 klasy) i byłt to film który mnie i moich przyjaciół jako pierszy wzruszył film nakr ęcony świetnie, momentami wydaje sie ze jest sie w centrum wydarzen i przeżywa sie to po raz drugi

sylwia*** 15. November 2006, 13:55

wzruszające
film naprawde dobry! ciekawy, przejmujący, wzruszający... polecam wszystkim!!!

pop 12. November 2006, 10:00

gniot
w sam raz dla kaczyńskiego albo dla wycieczek szkolnych (wiadomo kto jest ministrem oświaty)

romek 10. November 2006, 12:50

łzawe badziewie
okropne, ale wiadomo, że ludzie i tak będą się zachwycać - przecież w tym kraju innaczej nie można

Szakalot 9. November 2006, 20:45

hmm
film pod wzgledem kinematografii jest slaby - co tu kryc. Sztuczna realizacja i tylko Adamczyk ratuje sytuacje. Z drugiej strony ma wiele do powiedzenia - zabraklo tylko budżetu:)

O. Marek Mularczyk OMI 8. November 2006, 20:43

„Obyś żył wiecznie tak jak Polska”. Może nazbyt wyczerpująco, ale byliśmy przyjaciółmi…
Poznań 2006-11-08
„Obyś żył wiecznie tak jak Polska”. Recenzja filmu „Karol – papież, który pozostał człowiekiem”, w reżyserii Giacomo Battiato.

W dzień imienin Karola Wojtyły, obejrzałem kolejny film traktujący o jego Pontyfikacie.

I znowu jak w przypadku pierwszej ekranizacji tego samego reżysera „Karol, człowiek, który został papieżem”, nie zawiodłem się na twórcach tego filmu.
Wydawać by się mogło, że możemy czuć się już nieco znużeni powracającym nieustannie tematem Pontyfikatu Jana Pawła II. Kiedy jednak wsłuchiwać się będziemy dokładnie w każde słowo nauczania naszego rodaka i analizować dzień po dniu przebieg tego Pontyfikatu, który to za jego przyczyną stał się, musimy przyznać jednym z najbardziej pasjonujących okresów w dziejach ludzkości i Kościoła, przyznamy, że czas ten można przyrównać jedynie do bogactwa obfitości studni jakby bez dna, albo też źródła krystalicznej i życiodajnej, wartko płynącej wody.

Pontyfikat to, przyznać musimy w całej swojej formie przedziwny. Pontyfikat, który zapoczątkowały bardzo wyważone i ostrożne słowa samego jego głównego bohatera, „Zostałem wezwany z dalekiej krainy”. Słowa, które brzmią odnoszę wrażenie, jako pewnego rodzaju nieśmiałe wyjaśnienie woli Bożej oraz uwiarygodnienie decyzji kolegium kardynalskiego. I kolejne następujące po nim inne wezwanie, już bardziej odważne i stanowcze, które stanowi jednocześnie credo jego całego Pontyfikatu, „Nie lękajcie się Chrystusa”.
Pontyfikat, który u samego początku miał już pewien konkretny program i sens. Pontyfikat, którego założenia każdego dnia konsekwentnie i umiejętnie realizowano, a owoce, którego były mądrze pomnażane. Był to czas, któremu nie oszczędzono niczego. Było w nim miejsce na radość i smutek, nadzieję oczekiwania i po jego kolejnych, papieskich wizytach w naszej ojczyźnie bolesne rozstania. Przeżywana i śledzona w trwodze próba zamachu na jego życie, z jednoczesnym wznoszeniem próśb do Boga o jego ocalenie. Czy też z utęsknieniem oczekiwane za jego staraniem upragnione uwolnienie naszego narodu z komunistycznego zniewolenia. I wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że stało się to mocą wezwania jego słów, „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. To on, Karol Wojtyła dodał nam odwagi. I to nie, kto inny jak też tylko on rzucił światu wyzwanie, aby świat zechciał poznać i pokochać Jezusa i otworzyć się całym sercem na Jego Ewangelię.

Podobnie jak w samym Pontyfikacie, tak również jest i w tym filmie. Film na podobieństwo Pontyfikatu Jana Pawła II też ma jakiś plan i kształt. Już na samym początku tej ekranizacji wprowadzeni jesteśmy, poprzez anons postaci w pewną atmosferę filmu. Śledzić będziemy wplecione i powiązane równocześnie z życiowymi losami Karola Wojtyły, pewne epizody z życia innych postaci Kościoła. A więc ukazana będzie nam bohaterska postać biskupa Romero i jego męczeńska śmierć. Posługująca opuszczonym, biednym i bezdomnym Matka Teresa z Kalkuty. Walczący o godność polskich robotników pod sztandarami „Solidarności” ks. Jerzy Popiełuszko, oraz postać Don Tomaso, biskupa Ugandy i jego działalność na polu społeczno-ewangelizacyjnym.

I oto już pierwsze ujęcia zapowiadają niezły film, powiedziałbym nawet niezły dramat. A wytrawny kinoman, po tym szaleńczym wstępie, może już tylko zadawać sobie pytanie, czy twórcy będą w stanie utrzymać nadane przez nich samych tempo akcji, aż do samego końca filmu. Czy i jakim sposobem ogarną wszystkie zaanonsowane na samym początku wątki i czy sprostają temu wyzwaniu? A czy sztuka ta im się udała? Wydaje mi się, że tak. Ale po to, aby uzasadnić moją opinię, proponuję jak mam to w zwyczaju, przeanalizować akcję tego filmu od początku, aż do samego jej końca.

Tak jak wyśmienity jest anons tego filmu, tak niestety razi nieco nieporadna dykcja głównego aktora na samym jego wstępie. Mowa jego jest za mało wyrazista, brak w niej ekspresji i głębi. I dzieje się tak niestety właśnie wtedy, kiedy Karol Wojtyła, kieruje do tłumu pierwsze słowa wtedy, kiedy chce się zaprzyjaźnić z tłumem, zyskać jego akceptację, sympatię i uznanie. Mowa jego, płynąca z ekranu w tym momencie sprawia wrażenie niestety nieco klepanej. Wydaje mi się, że w tej kwestii można by ten element dopracować. Nie jest to oczywiście wina samego aktora, bo głosowi można przecież nadać bardziej wyraziste brzmienie poprzez mastering dźwięku w samym studio. Podobnie jest z podkładem głosu Matki Teresy z Kalkuty. Znałem Matkę Teresę bardzo dobrze, byliśmy przyjaciółmi. Barwa głosu Matki Teresy była bardzo młodzieńcza, wręcz dziewczęca. W filmie natomiast głos świętej posługiwaczki biednych z Kalkuty jest chropowaty i nieatrakcyjny, po prostu bez wyrazu. Ale jest to niestety niepokonywalny stereotyp w myśleniu tych, którzy tworzą i piszą o ludziach Kościoła. Są oni, ci twórcy, co prawda blisko Kościoła, tego nie neguję i chcą oni dla Kościoła jak najlepiej i w to też wierzę i wyrażam im za to moje uznanie i wdzięczność, ale chyba nie do końca ducha Kościoła rozumieją. Wydaje im się, że ten ktoś, kto pracuje na rzecz biednych, on sam musi być, czy też powinien być, zgięty w pół, chodzić ciągle ze spuszczoną głową, być życiowym nieudacznikiem i nieustannie przepraszać otoczenie za to, że żyje. A wcale tak nie jest, a wręcz przeciwnie. Pamiętajmy, że Matka Teresa była osobą niezwykle energiczną i zapobiegliwą. Wiedzmy również i o tym, że zanim wstąpiła do zakonu, ukończyła studia wyższe i przez pewien okres czasu pracowała w szkole jako nauczycielka geografii. Ale za to bardzo wymownie w filmie, ukazana jest scena jej odejścia z tego świata. Niejako tą samą drogą, którą szła i która prowadziła ją w odnajdywaniu biednych, zapomnianych i opuszczonych, w podziękowaniu za jej ziemski trud, tą samą drogą przyszedł po nią wysłannik z nieba.

Bardzo dobrze są również ukazane pewne cechy charakteru samego Karola Wojtyły, takie jak jego niezłomność, bezkompromisowość i konsekwentne realizowanie raz zamierzonego i wyznaczonego sobie celu. Wydaje mi się, że doprawdy za zrządzeniem opatrzności Bożej stało się, iż pierwsza pielgrzymka papieska przypadała właśnie do Meksyku. Kraju samego w sobie ogarniętego beznamiętną biedą, a sfer nim rządzących opętanych szaleńczą wprost nienawiścią do samego Kościoła. Pamiętajmy, że w tamtych latach obowiązywał w tym kraju oficjalny zakaz noszenie sutann i strojów zakonnych. Karol Wojtyła postanowił jednak wbrew wszystkim i wszystkiemu zrealizować zaproszenie tamtejszego Episkopatu i pojechać z pielgrzymką do Meksyku. Zapytuję, zatem, czy film ten, traktujący o Pontyfikacie Jana Pawła II formą swoją nie przypomina klasycznego westernu, w którym to gatunku kinematograficznym widz już na samym początku projekcji, wprowadzony jest w akcję i ukazane jest jemu w sposób jednoznaczny, kto tutaj rządzi. A więc główny bohater, koniecznie najlepszy strzelec w okolicy i ci źli panowie, obowiązkowo na pierwszym ujęciu kamery ukazani po lewej stronie ekranu, czy też po prawej, doprawdy już nie pamiętam, ale jest to klasyczna reguła westernu, tak dawno temu oglądałem western i uleciało to już mojej pamięci, no i koniecznie pod koniec filmu, on główny bohater filmu, tych złych ludzi musi zastrzelić. Niekiedy jeszcze w nagrodę otrzymuje pojawiającą się w epizodach filmu niewiastę, która co kilka chwil wygląda przez okno spoglądając z utęsknieniem i wyczekując, czy on, główny bohater, szeryf i ten, dla którego bije jej serca już wraca. W tym filmie akurat nie było potrzeby przywoływać tego wątku, chociaż wizyta w Watykanie pierwszej miłości Karola Wojtyły, Hani w jakiś sposób regułę tę dopełnia i w potencjalny sposób rekompensuje. Zatem, już na samym początku tego filmu, na podobieństwo jak w klasycznej opowieści o bohaterskim i niezłomnym szeryfie, wiemy, kto jest kto i z kim mamy do czynienia.

I wracając do samego filmu, to właśnie tam w Meksyku, w czasie swojej pierwszej papieskiej pielgrzymki Karol Wojtyła nada wymiar swojemu Pontyfikatowi. Jako następca św. Piotra i głowa Kościoła Katolickiego będzie do końca konsekwentny w swoich żądaniach wobec poszanowania praw, jakie przysługują rdzennym mieszkańcom tej meksykańskiej ziemi. I tak będzie w kolejnych latach jego posługi. Zawsze do końca konsekwentny, nie ugnie się przed nikim, nie ulegnie żadnej presji i nie wycofa się z raz obranej i wyznaczonej sobie drogi. Pamiętam, moi koledzy ze studiów, Meksykanie byli Karolowi Wojtyle za ten pełen odwagi gest bardzo wdzięczni, jak również i pełni podziwu i uznania dla jego odwagi.
Jest to scena wydaje mi się bardzo ważna, szczególnie ze względu ludzi młodych oglądających ten film. My wiemy, jakim człowiekiem był Jan Paweł II, oni nie pamiętają tamtych lat. Film, zatem im to uzmysławia.

W ciekawy sposób ukazywane są również rozmowy Jana Pawła II ze swoim najbliższym współpracownikiem, sekretarzem stanu Agostino Casarollim i od razu muszę wyróżnić wspaniałą kreację w tej roli, Alberto Cracco. I muszę przyznać bez żadnego skrępowania, że daje mi wiele do myślenia sposób realizowania tych scen. Zastanawia mnie, dlaczego w czasie tych rozmów Karol Wojtyła jest wyprostowany i śmiało spogląda w oczy swojego interlokutora. Formułuje on swoje myśli w sposób jasny, prosty i zrozumiały, podczas gdy Sekretarz Stanu błądzi, gubiąc wzrok i unika spojrzenia papieża. Spuszcza oczy, miotając się i kuląc sam w sobie. Jaki jest tego powód i jaka jest tego przyczyna? Przypadek, czy też sposób realizacji zamierzony? Zastanawia mnie to, a ponieważ na tym poziomie produkcji przypadków nie ma, zatem scena ta ma swoją wymowę i zawiera pewne przesłanie. Zapytuję, zatem, jakie? Ale o tym w następnej części komentarza.

Bardzo umiejętnie ukazany jest w tym filmie wątek niedoszłego zabójcy człowieka w bieli, Ali Agacy, jak również cały proces doprowadzenia go do próby zamachu na życie papieża. I znów doskonała kreacja, będzie tych kreacji więcej, ale o tym później, grecko-włoskiego aktora z pochodzenia Alkisa Zanisa. Co zwraca moją uwagę, to bardzo umiejętnie sprawnie i starannie, powoli kreślony portret psychologiczny niedoszłego zabójcy papieża. A więc, do czasu, kiedy Ali Agca składa pistolet, (celowo nie używam określenia broń, bo broń służy do celów obronnych), którym to pistoletem ma zadać śmierć człowiekowi w bieli, Ali Agca do tego momentu ukazywany jest na ekranie w raczej krótkich i ciętych ujęciach, a dopiero wtedy, kiedy złoży on już swój pistolet i kiedy trzymać go będzie w dłoni, a więc wtedy, kiedy on sam z narzędziem niosącym śmierć tworzyć będą już jedno i będzie on z tym narzędziem utożsamiany, dopiero wtedy jego twarz ukazana jest/będzie na długim ujęciu. Co takim sposobem kręcenia tych scen chcą nam powiedzieć twórcy tego filmu? Wydaje mi się, że odpowiedz zawarta jest w słowach, oto portret mordercy. I nie jest on, Ali Agca doprawdy nikim więcej jak tylko zabójcą i chyba takim już pozostanie. Zauważamy to zresztą w rozmowie, w dwa lata później, kiedy to spotkali się oni dwaj w jego więziennej celi, Karol Wojtyla i Ali Agca. I znowu w tym momencie muszę niestety zwrócić uwagę na kolejne niedociągnięcie w charakteryzacji. Panowie realizatorzy, na miłość Boską, przecież Ali Agca przy tej okazji nie był ubrany w sweter koloru granatowego, ale jasnego błękitu. Przecież w tamtych latach, w każdym prawie polskim mieszkaniu, zdjęcie to było wetknięte w ramy obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Przynajmniej tak było w moim domu. I wracając do toku myślowego recenzji, sam Ali Agca w czasie rozmowy dziwi się, że kula chybiła celu. Poprosił, co prawda o wybaczenie, ale jednocześnie obawia się zemsty ze strony tej, której Karol Wojtyła zawierzył swój Pontyfikat. Widzimy zatem na jakim poziomie intelektu jest ten człowiek. No i przy tej okazji, ponieważ analizuję wątek zamachu, znowu muszę zwrócić uwagę na kolejną nieścisłość i niedociągnięcie. We Wiedniu w mieszkaniu Celika w momencie, kiedy agenci KGB werbują potencjalnego zamachowca, Celik podaje agentom, a więc nieznajomym sobie ludziom, jakiś okolicznościowy napój do wypicia. Nie wiemy, co to jest, być może jest to herbata, albo jakiś inny wywar. Nie jest to w tym momencie istotne. Ważne jest natomiast, że żaden szanujący się agent, czy też jakikolwiek szpieg, przy tego typu spotkaniach nie weźmie ani do picia, ani do jedzenia niczego, co nie pochodziłoby z dobrze sprawdzonego źródła. Obowiązuje w tego typu środowiskach, być może nieznana nam reguła tzw. ograniczonego zaufania. A więc, kolejny błąd w sztuce. No tak, ale musimy przyznać, że trudno było z kimkolwiek skonsultować charakterystykę tej sytuacji. Sam Celik został przecież skutecznie wyłączony z procesu i o ile sobie przypominam został otruty, a od agentów werbujących potencjalnego zamachowca, w kwestii konsultacji tej sceny też chyba niewiele się dowiemy. Nawet gdyby ci panowie odnaleźli się, to przecież i tak mogą zwalić całą winę na Alego Agce, mówiąc, że działał samodzielnie. Nieprawdaż? Niezła jest również scena, w której Ali Agca budzi się z rana i przygotowuje do zamachu na papieża. Wyrwany jest ze snu w okolicach godziny szóstej rano, co w symbolice liczb ma również swoje znaczenie i diaboliczną wymowę.

W dalszej części filmu, na uwagę zasługuje dobry zabieg warsztatowy w czasie przemówienia Karola Wojtyły, przy okazji jego wizyty w Polsce, ułożenia na ekranie dwóch twarzy, właśnie jego papieża i agenta bezpieki. Nakładają się na siebie i dochodzi do konfrontacji dwóch sprzecznych ze sobą postaw moralnych i interesów społecznych; dobra i zła, wyzwolenia do życia w prawdzie i poszanowania godności ludzkiej i ciągłej próby usiłowania zniewolenia człowieka, odrzucania słów Boga i zagłuszenia swojego głosu sumienia. W końcu esbek nie wytrzymuje. Wyłącz to, powtarza kilkakrotnie do realizatora. Dobra i wymowna scena.

Na uwagę zasługuje również scena z matką zmarłego chłopca. Ukazany jest w niej Karol Wojtyła jako autentyczny świadek Bożej opatrzności i niezłomny obrońca Jego, Boskich wyroków. On był przy tobie, kiedy twój syn umierał, On i tak nie posłuchałby, cokolwiek nakazałbym Jemu uczynić, przytaczam słowa Karola Wojtyły.

Bardzo dobrze jest również zrealizowana scena, kiedy to na jednej z wysp Senegalu, Karol Wojtyła będąc w grocie i to tej, skąd wywożono w świat rdzennych mieszkańców Afryki, czyniąc ich niewolnikami obcych nacji i obcych narodów, wypowiada pełne bólu słowa o winie tych, którzy dopuszczali się tego typu czynów. I ubolewa Karol Wojtyła nad tym postępkiem, uświadamiając nam jednocześnie, że winnymi tego nadużycia byli ludzie, którzy dostąpili łaski chrztu świętego. Scena ta ma również bardzo głęboką symbolikę teologiczną. Namiestnik Chrystusowy na ziemi, tym razem w osobie Jana Pawła II, wypowiada te słowa u brzegu morskich fal, a więc na podobieństwo jak apostoł Piotr, usłyszał nad brzegiem Morza Tyberiadzkiego od Chrystusa już wtedy zmartwychwstałego, słowa wezwania do tego, aby prowadził lud Boży i miał pieczę nad wyznawcami Jezusa, nad Jego Kościołem. Wezwaniu temu, możemy się tylko domyślać, podobnie jak w przypadku tej sceny, towarzyszył również szum fal i łagodny powiew wiatru. Scenę tę, uznania win ludzi Kościoła, losu wygnanych ze swojej rodzinnej ziemi, odbieram jako przygotowanie do późniejszego już oficjalnie i publicznie wypowiedzianego przed całym światem przeproszenia ludzkości za grzechy i nadużycia Kościoła. I niech nikt mnie nie usiłuje nawet przekonywać, że do podobnego gestu, byłby zdolny ktoś inny, niż pochodzący z plemienia Słowian. To doprawdy opatrznościowe, że Kościół Chrystusowy w XXI wiek wprowadzał ktoś z narodu, który przez wieki zaznał tak wiele cierpienia, nie zatracając jednocześnie swojej wiary i dochowując wierności Bogu. Tylko ktoś z takiego narodu, rozumiał potrzebę uczynienia podobnego gestu i nań się zdobył.
A wracając raz jeszcze do nakreślonego na samym początku planu filmu, to muszę podkreślić, że był on bardzo pomocny w realizacji samego dzieła. Poprzez częste odwołanie do losów zaanonsowanych przedtem postaci, pozwalał utrzymać rytm, dramaturgię i ciągłość akcji filmu, a przede wszystkim sprawiał, że nie czuliśmy się ani zmęczeni, ani znużeni.

Zwracam również uwagę na po mistrzowsku wkomponowany w tym filmie wątek z dziedziny etyki moralnej, a więc tej dziedzinie, w której Karol Wojtyła był ekspertem. A więc poruszenie problemu AIDS, poszanowania i uznania godności kobiety, etyki seksualnej. I na absolutnie doskonałe przy tej okazji sceny popisu sztuki aktorskiej w wykonaniu Piotra Adamczyka i Lesle Hope, tajemniczej Julii, damy z Montrealu, wolontariuszki posługi biednym i opuszczonym w Afryce. Hm, i gdyby nie jedno dosyć drewniane ujęcie poruszania się aktorki, to na tarasie po konferencji z papieżem, wszystkie sceny z jej udziałem, mogłyby być uznane za absolutnie doskonale w sztuce gry aktorskiej.

A teraz, w tej części recenzji pozwolę sobie na kilka słów niezależnych od treści filmu refleksji.
Otóż, w czasie, kiedy przez agentów Kremla przygotowywany jest zamach na człowieka w bieli, z ekranu padają przy tej okazji bardzo znamienite słowa, uświadamiające nam, że również i w Watykanie działają i to w sposób prężny i bardzo dobrze zorganizowany agenci obcych wywiadów. Nie jest oczywiście tajemnicą, że w świecie istnieje sekretna organizacja o nazwie masoneria, której celem w założeniach jest zniszczenie Kościoła Chrystusowego. I to właśnie oni w czasie pamiętnej pierwszej wizyty papieża w Meksyku, dzierżyli władzę nad tym krajem. A jej przedstawiciele-agenci, masonerii, podobnie jak agenci obcych wywiadów, niekiedy w powiązaniu ze sobą, działają w Watykanie i to niekiedy w bezpośredniej bliskości samego papieża. Przyglądnijmy się im zatem. Przede wszystkim miejmy baczną uwagę na prześladowanych dysydentów z regionu Azji, którzy to w jakiś niepojęty i cudowny sposób po latach spędzonych w odosobnieniu, we więzieniach, obozach pracy i ocalałych z prześladowań komunistów, po emigracji zasiadają teraz gdzieś w urzędach Watykanu. Dla nas Polaków, ci ludzie, kim tak naprawdę są powinno być jasne i klarowne. Ci ludzie, to nie, kto inny jak tylko agenci bezpieki. Ci prawdziwi opozycjoniści systemu komunistycznego, nigdy nie ujrzeli światła dziennego i w zapomnieniu dokańczali dni swojego życia, zamknięci gdzieś tam we więzieniach i obozach pracy, z których nigdy to nie zostali zwolnieni. Odeszli w zapomnieniu. Podobną zasadzę rozumowania należy przyjąć również w odniesieniu do niektórych osobników, tych w sposób cudowny wyświęconych na kapłanów w okresie komunizmu w krajach postkomunistycznych Europy wschodniej, a obecnie również wykorzystywanych jako agentów bezpieki. „Kapłani” ci, przynajmniej niektórzy z nich dzisiaj, kiedy już nic nie stoli na przeszkodzie, aby nosić strój zakonny, nie założą jednak sutanny i chodzić będą ciągle ubrani pod krawat. A po to, aby uwiarygodnić przed otoczeniem swoją pozycję, (bo kto wie, kim oni są, to wie), ograniczają się jedynie do okolicznościowego, niekiedy kilkugodzinnego nawiedzania Najświętszego Sakramentu i opowiedzenia kolejnej zmyślonej historyjki z okresu ich wyimaginowanego uwięzienia, czy też internowania. Będą też opowiadać historyjki o tym, jak to w obozowym baraku, już po zgaszeniu świateł sprawowali, na kawałku chleba i kropli wina w dłoni, wina dostarczonego przez przyjaciół, (ciekawe, jakim sposobem i w jaki sposób to wino przechowywali), Najświętszą Ofiarę. Dziwne, że w różnych częściach świata ciągle opowiadana jest ta sama historyjka i niezmiennie w taki sam sposób. No cóż, widocznie nie śledzą oni i nie czytają tego, co sami opowiadają. Nie dajmy się zatem nabrać na te opowiastki. Nie pozwólmy się zwieść. Przerabialiśmy już wielokrotnie w dziejach naszej historii podobne przypadki i wiemy, na czym polega i czemu służy na przykład tzw. kontrolowana opozycja. A więc historia z rodzimym KOR-em, czy też kontrolowanymi odłamami „Solidarności”. Innymi słowy, grupą teoretycznych oponentów systemu, ludzi wyselekcjonowanych i starannie przygotowanych na usługi i w służbie tej samej, której teoretycznie są oponentami ideologii. Wydaje mi się, że twórcom tego filmu udało się ukazać grupę tych ludzi. To w filmie ci na twarzach, których maluje się niepokój i zmieszanie, brak pewności siebie, kiedy rozmawiają twarzą w twarz z Karolem Wojtyłą i stoją naprzeciw niego. To ci, którzy, jeżeli powierzone zostanie im jakiekolwiek zadanie do wykonania, zawsze i niezmiennie przesuwać będą w czasie termin jego realizacji. Najchętniej odsunęliby ten czas w nieskończoność, wykazując w końcu niemożliwość, nieaktualność, lub też bezsens i bezzasadność realizacji tego zamierzenia. Taki sposób postępowania to również jeden ze sposobów walki z Kościołem.

Reasumując zatem, co jest mocną, a co słabą stroną filmu.
Ogólnie film oceniam jako doskonały. Podkreślam raz jeszcze, że bardzo pomocny w jego realizacji dla twórców i dla nas, jego odbiorców jest pomysł z planem umieszczonym na samym jego początku. A wyborowa ekipa aktorska z Michele Placido w roli lekarza, Alberto Cracco jako kard. Casarolli, Alkis Zanis w roli Ali Agcy i wspomniana Lesle Hope, nadają temu dziełu jeszcze większej klasy i wiarygodności. Wyróżniam również bardzo dobre aktorstwo Piotra Adamczyka, szczególnie kreującego Karola Wojtyłę już jako starca. Tak, aktorstwo w filmie określam jako na najwyższym poziomie, być może tylko z wyjątkiem kilku nieudanych scen, a zaliczam do nich nieco groteskowy sposób ukazania sióstr zakonnych i niektórych przedstawicieli kleru. Jest jednak kilka scen, które mimo wszystko wymagałyby pewnego retuszu i dopracowania. Mam na myśli, przede wszystkim to nieszczęsne ujęcie sióstr zakonnych czuwających przy umierającym Janie Pawle II. Scena ta tchnie nieautentycznością i jest nieprawdziwa. Jedna z sióstr niepokojąco czuje na sobie kamerę, a inna ta ostatnia, wylewa łzy w jakimś dziwnym grymasie uśmiechu. Nawet, jeżeli w rzeczywistości jedna z nich reagowała w ten sposób, scenę tę należałoby jednak nieco podretuszować. No, ale niestety jest to maniera i nawyk ludzi, którzy piszą i tworzą o Kościele. Powtarzam to po raz kolejny. Przedstawiają oni nas, ludzi kościoła w nieco cukierkowaty i nienaturalny, oderwany od rzeczywistości sposób. No cóż, zaważa na tym domniemywam, brak wystarczającej konsultacji z przedstawicielami duchowieństwa w czasie realizacji filmu. Polecam zatem na przyszłość swoje w tej materii poradnictwo. Zwracam również uwagę na klarowne i jednoznaczne ukazanie poszczególnych postaci w tym filmie. Ich portrety psychologiczne, każdej z nich są klarowne i jednoznaczne. A więc odnajdujemy kompetentnego i stanowczego w swoich decyzjach lekarza. Konsekwentną w swoim postępowaniu wolontariuszkę z Ugandy, nieugiętego w obronie biednych i uciśnionych biskupa Romero, i…? No właśnie. I co dalej? Jaki kolejny portret psychologiczny proponują nam twórcy filmu? To chyba nieprzejednany w swoich przekonaniach i postawie zły człowiek. Patrz esbek i nieco prymitywny w sposobie bycia i w swojej osobowości, sprawiający wrażenie nieco zaszczutego człowieka niedoszły zabójca Jana Pawła II, Ali Agca. Oni pozostają takimi, jakimi są i na jakich ukazanie ich zasługują. Twórcy filmu, ani nie starają się o to, aby ukazać ich w lepszym świetle, ani wyjaśnić motywów ich postępowania, ani tym bardziej usprawiedliwić ich czynów i motywów postępowania. Dlaczego o tym problemie wzmiankuję i dlaczego o tym piszę? Otóż, ponieważ przy okazji opracowywania jakiejkolwiek recenzji, mam w zwyczaju odnieść się również do twórczości filmowej naszych rodzimych reżyserów, dlatego też śmiem twierdzić, czy też nawet mam absolutną tego pewność, że przy okazji powstawania podobnego dzieła, realizowanego przez naszych twórców filmowych, u nich nieuchronnie pojawiłby się wątek nawrócenia złego człowieka, patrz. esbek, albo Ali Agca, lub chociażby sama tylko próba ukazania teoretycznej i domniemanej zmiany sposobu ich życia. I obojętne, czy takowe nawrócenie miałoby miejsce w rzeczywistości, czy też nie. To dla naszych rodzimych twórców nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, aby zaznaczyć taki wątek, bo teoretycznie mogłoby się tak stać. Ładniej by to wyglądało i pasowało do całości filmu. Film byłby jeszcze bardziej przejmujący, ubogacony i taki motyw dodałby/dodawałby jemu jeszcze uroku. Co za piękna i przejmująca idea. Potencjalne nawrócenie złego człowieka. A co za pomysłowość autorów. No, bo tak teoretycznie przecież mogłoby się zdarzyć, nieprawdaż? Przecież mamy tak wiele przykładów/przypadków nawróceń w historii. A życie, odnoszę wrażenie jest chyba niestety bardziej prozaiczne. To raczej dobrzy ludzie łatwiej stają się lepszymi, a źli pozostają jednak sobą. Zresztą nieważne, nie czas i miejsce na tego typu rozważania. I jak znam naszych twórców filmowych, że powrócę raz jeszcze do tego wątku, to w przypadku jednego z nich, bylibyśmy w jego filmie tradycyjnie uraczeni przynajmniej jednym epizodem, albo nawrócenia jednego z tych złych ludzi, albo jego próbą samobójczą. Natomiast w przypadku kolejnego twórcy, przypuszczalnie jak ma to on w zwyczaju, nakreśliłby jako dodatek do całości jakiś wyczerpująco-powierzchowny portret zabójcy. Ot, taka ucieczka od tematu, bo brak kompetencji w zrealizowaniu dzieła od początku, aż do samego końca w sposób porządny i klarowny, co więcej zrozumiały dla widza. Dlatego też wszystko musi być pogmatwane, zrelatywizowane, poddane w wątpliwość i tzw. ocenie samego odbiorcy. I jak to mam w zwyczaju przy okazji pisania recenzji tradycyjnie pozdrawiam naszych rodzimych twórców filmowych.
Zwracam zatem uwagę raz jeszcze i podtrzymuję moją wcześniejszą opinię, że mocną stroną tej ekranizacji filmowej są jednoznaczne portrety psychologiczne jego postaci.

Muszę jeszcze przyznać, że dwukrotnie przy okazji tego filmu parsknąłem śmiechem.
Pierwszy raz, kiedy Karol Wojtyła przechodząc obok jednego z żołnierzy gwardii szwajcarskiej, zapytał go o jego imię. Przypomniało mi się wówczas pewne zdarzenie z mojego życia, kiedy to będąc na placu św. Piotra na jednej z audiencji w chwili zapomnienia i w odpowiedzi na salutowanie gwardzisty pozdrowiłem go, zadając jednocześnie pytanie, skąd jest. W odpowiedzi usłyszałem, że ze Szwajcarii. No tak pomyślałem sobie, zanim coś powiesz, dobrze przedtem to pomyśl.
A po raz drugi parsknąłem śmiechem wtedy, kiedy to Jan Paweł II wyraził swoją opinię o Billy Clintonie. Hm, no cóż, Billy sam sobie jesteś winien. A że zapytam jeszcze, czy twarz Karola Wojtyły po próbie zamachu na jego życie, była rzeczywiście już tak bardzo zniszczona i podstarzała? A dlaczego ta mała dziewczynka w ujęciach z Ugandy, ta pierwsza po prawej stronie ekranu, jest tak bardzo przestraszona widokiem papieża i nieco zagubiona? A tym, którzy zarzucają, że na ekranie kinowym starzeje się jedynie Karol Wojtyła odpowiadam, że jest to film o Janie Pawle II i jego Pontyfikacie, a nie o jego otoczeniu.

A swoją drogą, abstrach...ąc od sposobu ukazywania starości samego Jana Pawła II na ekranie, to daje mi wiele do myślenia treść napisanej przez niego kartki w kilka chwil przed śmiercią. Jan Paweł II napisał, „Co wyście ze mną zrobili?”. Zgodzicie się chyba ze mną, że proces starzenia się Jana Pawła II przebiegał chyba jednak zbyt szybko, niż dzieje się to w warunkach nazwijmy to konwencjonalnych. Zbyt gwałtownie stawał się on na naszych oczach zniedołężniałym starcem. Zbyt szybko następowało zniszczenie i osłabienie układu kostnego i całego jego ciała. Zbyt wiele tych starczych narośli na jego ciele, no i kolor samej skóry, też wskazywałby na podawanie jemu i to przez dłuższy czas jakichś toksycznych substancji. Być może był to skutek uboczny przyjmowanych leków? Nie wierzę w to za bardzo. Człowiek nie pod..ada na zdrowiu tak szybko. Symbol zdrowia i tężyzny fizycznej, atleta Boży Karol Wojtyła, Polak ze zrodzenia, góral, podróżnik i pielgrzym z powołania i umiłowania, zbyt szybko jednak odszedł z tego świata. Tacy ludzie, o podobnej jak on sile, tężyźnie fizycznej i mocy w sobie, nie odchodzą z tego świata po dwudziestu kilku latach katorżniczej pracy.

I zapytacie zapewne, dlaczego mojej recenzji nadałem tytuł? „Obyś żył wiecznie, tak jak Polska”. Otóż na jednej z audiencji na placu św. Piotra, pozdrowiłem Jana Pawła II właśnie tymi słowy. W zamian otrzymałem od Niego, Jego papieskie błogosławieństwo. Pozostało ono we mnie z mocą do dzisiaj.
Hm, a że zapytam, czy moc owego błogosławieństwa jest zauważalna w tym opracowaniu?
Z misjonarskim pozdrowieniem.
O. Marek Mularczyk OMI – Poznań.

sloneczko 6. November 2006, 19:59

Film dla Polaków
Nie powinno sie krytykowac takich filmów. Momentami wzruszający, czasem przerysowany. Warto zobaczyc - chocby dla obrazu prawdziwego człowieka jakim jest kazdy z nas.

Weronika Czerwińska 6. November 2006, 16:39

Brak mi słów!!!!!

tulipan96 5. November 2006, 21:33

spoko!!!
film jest bardzo wzruszający !! byłam na tym filmie z klasa a po filmie wszyscy mieli łzy w oczach ;}

iwona 5. November 2006, 17:33

piekny
Piekny film

A.Nitka 30. October 2006, 12:13

Z.Ajefajny..... i tyle :D
F.Ilm J.Est G.Odny O.Bejżenia!!!! N.Ic D.Odać i N.Ic U.Jąć!!

..::P.Ozdrawiam::..;

zarpio91 28. October 2006, 0:51

Bardzo dobry !!!
Bardzo dobry. Wspaniała lekcja historii z ojcem świętym w roli głównej. Wiele wzruszających scen, które uświadamiają o niedoskonałościach tego świata i bezdusznych, krwawych elitach rzadzących. Jednak nadzieja jest siłą, która pozwala przetrwać i przezyć we współczesnym świecie. A tą nadzieją jest Bóg.

pielgrzym 27. October 2006, 12:40

raczej marne widowisko
Nic specjalnego, oczywiście w naszym kraju, z wiadomych względów, trudno będzie usłyszeć krytyczną opinię. Naprawdę nie jest to arcydzieło, a nawet bardzo daleko mu do tego.

Madzia 26. October 2006, 14:41

Warto zobaczyć!!!!!!
Film jest cudowny... Caly film płakałam... Najgorszye bylo na samym koncu jak zamknela sie ksiega, a takze jak koles poszczelił papieża. A jak zakonnica zucila sie na tego kolesie co mial zabic papieża i mówila, że ,,Mam Cie ty morderco!!!" to bylo szczere. NAPRAWDĘ POLECAM GORĄCO NA TEN FILM!!!!!!!!!!!!

grzesioxxx 25. October 2006, 18:40

coś okropnego
żenujący

kiniakrk 23. October 2006, 17:15

cy film jest cały po polsku?

migra 22. October 2006, 22:59

Cudowny
Cudowne...dialog z pewnej stacji radiowej: sluchaczka: - bylam dzis na filmie Jan Pawel II, prezenter: -o, to juz jest sequel? a wiedzialas I czesc? ale to bylo juz jakis czas temu i nikt nie podejrzewal, ze bedzie sequel. A kiedy Jan Pawel III?

Add new comment Un Papa rimasto uomo

Your opinion about the movie: